Wyprawa KW Toruń - Patagonia 2002

Wojciech Wiwatowski, Bogusław Kowalski oraz Michał Wiśniewski są uczestnikami wyprawy Klubu Wysokogórskiego w Toruniu (pod egidą Polskiego Związku Alpinizmu) w góry Patagonii (Chile). Celem tej ekspedycji są granitowe turnie w masywie Torres del Paine.

Program wyprawy:

  1. Zdobycie Torre Central drogą Magico-Est (pierwsze polskie)
  2. Pierwsze polskie wejście na Torre Sud drogą Spigolo-Nord
  3. Pierwsze polskie wejście na Punta Herron drogą Spigolo dei Bimbi
  4. Zdobycie Cerro Torre drogą Maestriego przez Kompresor
  5. Zdobycie Aconcagua 6960 m n.p.m. (najwyższy szczyt obu Ameryk)

Wyprawa wyruszyła 10.01.2002 - planowany powrót 11-13 marca. Uczestniczą w niej:

  • Wojciech Wiwatowski
  • Bogusław Kowalski
  • Michał Wiśniewski

1. Torre Sud w masywie Torres del Paine zdobyte! Po przybyciu na miejsce bardzo zmienna pogoda uniemożliwiała jakąkolwiek akcję. Plany planami, życie życiem. W końcu jednak wypogodziło się i zostało to wykorzystane. Nasi chłopcy 22 stycznia weszli na Torre Sud włoską drogą (Wojtek i Bodziu na szczycie, Michała niestety powaliła choroba). Jest to pierwsze polskie wejście południową turnią!!! Akcja zajęła im 13 godzin (27 wyciągów, 1300 metrów ściany). Zjazd ze szczytu trwał całą noc. Gratulujemy!

2. 31 stycznia nasz zespół w pełnym już składzie zrobił 18 wyciągową drogę angielską (Boninghton-Willans) na Central Tower (Torre Central). Biegnie ona lewym filarem od przełęczy miedzy Central a Norte, ma ok. 700 m długości. Droga ma wycenę 6a A2. Warunki były naprawdę trudne - huraganowy wiatr i przenikliwe zimno. Chłopacy prawie, jak podaje Michał nie wychodzili z ław, nawet na piątkach było hakowo. Drogę zrobiono w 13 godzin. Miłym momentem było wyciągnięcie przez Wojtka ze swojego plecaka 0.33 l piwa. 10 minut na piku i w dół. W czasie zjazdów było ciekawie - zaklinowana lina, małpowanie - tak zeszła cała nocka. Potem biwak pod ścianą w płachtach i śpiworach. Co do drogi to ściana piękna - lity żółto-czerwonawy granit. Czasami setki metrów płaskiego (ale naprawdę jak by Wacławczyk gładzią pociągnął! - to cytat z Wiśni) granitu. [16-02-2002]

3. Wiadomości telefoniczne od Wojtka, Bodzia i Michała - Zakończyli działalność pod Torres del Paine, udają się pod Fitz Roya, żeby spróbować drogi Maestriego. Czekamy na następne wieści. [21-02-2002]

4. Po raz kolejny pozdrowienia z Patagonii przesyłają Wojtek Wiwatowski, Michał Wiśniewski i Bogusław Kowalski Członkowie ekipy z Klubu Wysokogórskiego w Toruniu: "Po powrocie z Puerto Natales na stare śmieci góry przywitały nas słoneczną pogodą. Czym prędzej udaliśmy się pod zachodnią ścianę Torre Norte. Niestety w nocy napłynęły chmury. Trzeba było podjąć decyzję wracamy do bazy i czekamy na kolejne wypogodzenie czy wbijamy się w ścianę. Postanowiliśmy się jednak wspinać drogą Monzino (trudności VI). Ambitniejsze plany musieliśmy zachować na później. Po czterech godzinach wspinania stanęliśmy na szczycie Torre Norte. Niestety dookoła było tylko białe mleko co zepsuło nam radość delektowania się sukcesem. Dla lidera - Wojtka Wiwatowskiego i dla Bogusława Kowalskiego była to trzecia ostatnia z wież Torres del Paine, jako pierwsi Polacy stanęliśmy na wszystkich trzech wierzchołkach. Powrót zajął nam tradycyjnie dużo czasu. Wzmógł się wiatr i zaczął padać deszcz. Pod ścianą znaleźliśmy się o godzinie piętnastej. W trakcie powrotu do naszego Campu (Las Torres), mijaliśmy Camp Japoński. Tu gratulował nam zdobycia trzech turnii sam Steve Schneider, znany szybkościowiec ze ściany El Capa. Po usłyszeniu, że wspinaliśmy się w tak paskudnej pogodzie określił nas jako "szalonych polskich wspinaczy". Obecnie przebywamy w Puerto Natales, do powrotu pozostało nam ponad dwa tygodnie, które zamierzamy spędzić najefektywniej jak to tylko w Patagonii możliwe".

A oto relacja z tej akcji Michała Wiśniewskiego - "18-tego lutego załoiliśmy Torre Norte. Jaj nie bylo... no może jedno... poślizgnąłem się i pojechałem na płycie... podczas żywca w terenie III. No ale żyjemy. Teraz to już mamy komplet. Właśnie zjechaliśmy do Puerto Natales i teraz jedziemy do Punta Arenas, gdzie chwilę pobędziemy i mamy w planach wypad w rejon Cerro Torre i Fitz Roy, to już w Argentynie. Co do Torre Norte... Niestety po noclegu pod ścianą rano zrobiła się beznadziejna pogoda i chcąc nie chcąc musieliśmy zrezygnować z pięknej trudnej drogi na rzecz pięknej latwej, blisko 600 m wspinania. V A1 ale 3 wyciągi i ok. 10 wyciągów na pik w terenie III. Tam właśnie ten poślizg (jest na filmie!!! ujęcie roku!!!). Trochę nas zgnoiło podczas zejścia - deszcz i wiatr, ale zdaje się, że do tego już się przyzwyczailiśmy bo zeszliśmy raczej na miękko (właściwie zjechaliśmy, w tych górach zawsze się zjeżdża, najczęściej w dupuwie, wiec często dłużej to trwa niż wspinanie. Zaprzyjaźniliśmy się ze Stevem Shneiderem (największy patagoński speed aid climber), nazwał nas Kings of Bed Weather ;-). Jest niezły, w tym sezonie trochę sfrustrowany więc zrobił tylko w ciągu 3 drogi na 3 turnie SOLO!!! w dwa dni. Poza tym to ten od czasówek w Yosemite (The Nose w 3 godziny zdaje się) i tu ma swoją drogę na wschodniej Central Golazo A5 35 wyciągów SOLO! Ta wschodnia Central to 1300 m pionu. Oglądaliśmy to z boku i z góry, ja widziałem już dużo skał, ale czegoś takiego... nigdy. Pionowe zacięcie z regularną rysą 3 cm przez np. 700 m non stop. To jakiś fenomen geologiczny. Albo płyta bez przejścia i nie do przejścia bez wiercenia - 400 na 800 m - różowo-rudo-złoty granit". [21-02-2002]

5. Kolejna poczta od Wojtasa, Wiśni i Bodzia: "Zwinęliśmy bazę znajdującą się w Campamemto Torres i udaliśmy się do Puerto Natales. Znaleźliśmy się w Punta Arenas, skąd po zabukowaniu biletów lotniczych na powrót do domu, przemieścimy się do Rio Gallegos (Argentyna) skąd przeniesiemy się w rejon Fitz Roya. Jeżeli nie będzie możliwości kontaktu internetowego to odezwiemy się po powrocie do Punta Arenas za około dwa tygodnie. Pozdrawiamy członków najlepszego Klubu na świecie oraz jego sympatyków". [23-02-2002]

6. Chłopaki piszą z Punta Arenas. "Właśnie wróciliśmy z argentyńskiej wycieczki. Odwiedziliśmy rejon Cerro Torre i Fitz Roya. Przepiękna okolica. Fitz Roy wraz ze sterczącymi niczym rekinie zęby sąsiadami wygląda bardzo okazale... Prawdziwa góra przez duże G (za przeproszeniem) nie da sie opisać... Będą foty. Cerro Torre na chwilę ukazało swoje oblicze... no no całkiem nie powiem... W porównaniu z Fitz Royem dużo mniejszy pipant ale reklama w mediach spowodowała, że patrzyliśmy na nią jak na jakieś... objawienie... wiadomo: Herzog, kompresor, Maestri... i wszystkie te znane słowa wytrychy z nią związane mieliśmy przed sobą. Odwiedziliśmy też stary camp Maestriego. W porównaniu ze zmanierowanym już dziś Campamiento de Agostini (baza wypadowa pod ścianę) przytulny camp wysoko w lasku nad najwyższą moreną zrobił na nas o wiele milsze wrażenie. Rozlatująca się chata... miejsce po kilku namiotach pierwszych zdobywców... i cisza... W porównaniu z hałaśliwym bunkrem opanowanym przez zmanierowanych Amerykanów (ci których tam widzieliśmy naprawdę tacy byli - co nie znaczy, że stanowi to zasadę!!!) niebo a Ziemia. No tak. Będą foty zobaczyta... ;-) Argentyna poza górami wydała nam się mało przyjazna. Oprócz tego, że peso spadło i żarcie staniało - nuda i wygwizdowo! Dziesiątki godzin można jechać autobusem i po horyzont płasko, bez jednego drzewa. No... robi to wrażenie, ale do czasu... To tyle na razie. Teraz już za parę dni wracamy. Pozdrawiam serdecznie!!! Michał" [05-03-2002]

7. Mail od Bodzia "Wróciliśmy z Argentyny, opiszę krótko jak było. Przez Rio Gallegos, Calafete i Chalten dotarliśmy pod szczyty, których same nazwy powodują u mnie odruch poszukiwania magnezji, dziabek i szybsze bicie serca. Ale po kolei. Z Chalten ruszyliśmy do Campamento Poinsenot. Początkowo pogoda nam nie sprzyjała - padało i góry zakryte były chmurami. Jednak następnego dnia po południu odsłonił się wielki, skierowany w niebo Fitz Roy. Zużyłem półtorej rolki filmu na ten niesamowity szczyt. Dotychczas żadna góra nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Następnego dnia przemieściliśmy się do Campu Jim Bridwell, tu natomiast sterczał dumnie Wyrwipalec, kto oglądał "Krzyk kamienia", wie o co chodzi. Niewtajemniczonym objaśnię że widzieliśmy Cerro Tore w całej krasie. Udaliśmy się jeszcze na wycieczkę do Campu Maestriego, tu kręcone były kadry z filmu W. Herzoga. Niestety następnego dnia przylało nam okrotnie i zeszliśmy do Chalten. Teraz jesteśmy w Punta Arenas. Pozostało nam jeszcze kilka dni do powrotu. Postaramy się zrobić jeszcze parę fajnych fotek. Pozdrawiam i do zobaczenia w piwnicy klubowej". [06-03-2002]

8. Ekipa wróciła 12 marca, dzień później w siedzibie Klubu, w wyremontowanej piwnicy miała miejsce impreza powitalna. Tak na oko, 40 osób testowało nowy nabytek KW - wtajemniczeni wiedzą o co chodzi... Niebawem zamieścimy fotki z tej uroczystości oraz z samej wyprawy. [14-03-2002]

Więcej informacji na stronie PZA: http://www.pza.org.pl

P.S.
Patagonia '2002 w Dworze Artusa - 16 kwietnia, we wtorek w Dworze Artusa o godz. 19:00 członkowie wyprawy Patagonia '2002 zaprezentowali slajdy i film z wyprawy. Z zaproszenia skorzystali nie tylko członkowie KW Toruń (przybyło ok. 400-500 osób), ale również sympatycy wspinaczki.